Beyond Pearl Harbor

Spodziewając się olbrzymiego sukcesu finansowego hollywoodzkiego giganta Pearl Harbor (w lipcu w Polsce) niewielka firma Interactive Vision przygotowała niskobudżetową strzelankę nawiązującą do tejże produkcji. Rzecz opowiada oczywiście o wydarzeniach, które stały się konsekwencją japońskiego ataku na bazę w Pearl Harbor, 7 grudnia 1941 roku. Całkowita klęska niechętnych do tej pory wojnie Amerykanów przyczyniła się do podjęcia przez Senat i prezydenta Roosevelta decyzji o przyłączeniu się do działań wojennych po stronie aliantów. US Navy postawiono w stan gotowości i już po kilku dniach niemal cała armia, włącznie z pilotami stacjonującymi na lotniskowcach, marzyła tylko o jednym – o możliwości zemszczenia się na Japończykach, wzięcia odwetu na zdrajcach, starcia cuchnącej plamy na honorze.
W Beyond Pearl Harbor wcielisz w jednego z pilotów szykujących ów rewanż. Jeszcze kilka dni temu opłakiwałeś swoich przyjaciół, którzy wyginęli podczas ataku. Przed chwilą jednak wskoczyłeś do swego ukochanego myśliwca P-40, schwyciłeś w dłoń stery i uruchomiłeś silnik. Lada moment wzniesiesz się nad Wyspy Mariańskie i zetrzesz japońskie Zera w proch… Gra jako żywo przypomina niedawne dzieło firmy LucasArts – Star Wars: Battle For Naboo. Gracz chwyta za klawiaturę (niestety inne urządzenia peryferyjne nie są wykorzystywane), po czym rusza ku niebiosom. Swój pojazd obserwuje zza pleców, podobnie jak i mały celowniczek, którym przy okazji steruje. Ze wszystkich stron atakują go japońskie samoloty, po okolicy fruwają też pociski wystrzeliwane przez działka naziemne oraz statki stacjonujące na otwartym morzu. Wszystkie to trzeba oczywiście niszczyć i właściwie do tego sprowadza się zabawa. Że mało? Niekoniecznie. Przecież na głupiej wyżynance bazowały niemal wszystkie klasyczne tytuły, od River Raid poczynając, a na Beach Head kończąc. Również i wspomniane Star Wars: Battle For Naboo wraz ze swym starszym bratem, Star Wars: Rouge Squadron, było niczym więcej jak zwykłą strzelaniną. A mimo to ludzie kochali te gry!
W Beyond Pearl Harbor nie zabraknie tradycyjnych już dopałek (power-upów), przyznawanych na przykład za zestrzelenie jednostki przeciwnika. Na sprytnych czekają lepsze karabiny, bomby, rakiety, pociski, a nawet mini-armaty! Pojawiają się też dodatkowe pancerze, które regenerują poziom zniszczeń samolotu. Nasz aeroplan może posiadać dwa rodzaje uzbrojenia jednocześnie, co dodaje grze atrakcyjności. A misje? Tych jest dość dużo, tyle że każda z nich zajmuje nie dłużej niż 10 minut. Autorzy gry twierdzą, że dzięki temu gracz nie siedzi przykuty jak niewolnik do komputera, tylko bawi się dowoli, a w przerwach wychodzi na zakupy czy na papierosa. Pomysł niby dobry, ale od czego jest pauza i save-game?
Z pozostałych, obiecywanych atrakcji warto jest wymienić bossów pojawiających się na koniec co ważniejszych misji, trójwymiarową grafikę działającą w rozdzielczości 640×480 i dzięki temu pozwalającą grze działać płynnie już na Pentium 200, wreszcie kilka stopni trudności i tryb multiplayer. Nie są to jakieś wspaniałe cuda, czasem wręcz przeciwnie, ale w połączeniu z ceną programu (w przeliczeniu na nasze 80 zł, a więc połowę tego co przeciętna gra) i nośną tematyką (cała Warszawa jest oblepiona plakatami z filmu Pearl Harbor – aż dziw, że w naszej mini-ankiecie zajął on ostatnie, 10 miejsce, dając się pobić innym, dużo bardziej miernym obrazom) może wyjść z niego niemały przeboik. Ale o tym przekonamy się dopiero po premierze… oby tylko gra trafiła do Polski.