Marzec właśnie się kończy, więc najwyższa pora na przedstawienie kosmetyków, które miałam okazję w tym miesiącu testować. Nowościami są: maska do włosów w kremie Kallos Keratin, nawilżająca regeneracja do włosów Maracuja Oil oraz baza pod cienie do powiek. Jest progres 🙂 Nie kupiłam w tym miesiącu żadnego kosmetyku kolorowego! Jesteście ze mnie dumne? 🙂

MASKA DO WŁOSÓW W KREMIE KALLOS KERATIN 

Kupiłam ją za namową asystentki klienta w Hebe, była akurat w promocji, kosztowała ok. 10 zł za opakowanie 1000 ml. To maska z wyciągiem z keratyny i proteiny mlecznej do suchych, łamiących się i poddawanych zabiegom chemicznym włosów. Posiada ładny, świeży, delikatny zapach, który dość długo utrzymuje się, co jest dla mnie niewątpliwym plusem, ponieważ lubię mieć pachnące włosy. Jest koloru białego, o konsystencji gęstej, jakby trochę kleistej, bardzo dobrze się rozprowadza na całej długości włosów, nie leje się i nie spływa (oczywiście włosy muszą być, tak jak poleca producent, lekko osuszone ręcznikiem). Trudno jest mi stwierdzić czy regeneruje włosy, ponieważ co prawda używam jej już prawie od miesiąca, ale tylko raz w tygodniu, na zmianę z innymi. Ostatnio z racji uczęszczania na basen moje włosy zaczęły być szorstkie, suche i „sianowate”, jednak po użyciu tej odżywki momentalnie znów są niesamowicie gładkie, miękkie i błyszczące. Bardzo łatwo się rozczesują, wydają się być nawilżone i odżywione.

NAWILŻAJĄCA REGENERACJA MARACUJA OIL BIOSILK

Nigdy wcześniej nie używałam olejku z marakui, co innego olejku arganowego albo płynnego jedwabiu 🙂 Producent zapewnia, że preparat ten bogaty jest w witaminy A i C, intensywnie nawilża włosy nadając im lśniący połysk i fantastyczny zapach. A jak jest w rzeczywistości? Pachnie naprawdę pięknie, owocowo, nawet dość intensywnie. Jest też bardzo wydajny. Używam po każdym myciu włosów na jeszcze wilgotne końce, posiada dość gęstą konsystencję, dzięki czemu trudno jest go nałożyć na dłoń zbyt dużo. Jeśli chodzi o efekty włosy, po zastosowaniu olejku nie plączą i nie puszą się, są miękkie, błyszczące i nawilżone, a wszystko to bez obciążania i przetłuszczania. Dodatkowym atutem tego olejku jest brak w składnie denaturatu, który okropnie przesusza i niszczy włosy.

BAZA POD CIENIE DO POWIEK AVON

To z kolei zakup z Waszego polecenia 🙂 Baza Avon ma kolor jasnego beżu, który dobrze stapia się ze skórą powiek, w moim przypadku delikatnie je rozświetla przez co zdarza się, że nie używam już cienia tylko zostawiam powieki muśnięte bazą. Posiada kremową konsystencję, dzięki czemu jej aplikacja jest bajecznie prosta. Jest aksamitna w dotyku, lekka jak mus, a po chwili od nałożenia zastyga, tworząc na powiece jakby barierę ochronną. Daje matowe wykończenie, nie przyspiesza przetłuszczania się powiek i nie obciąża skóry. Przede wszystkim nareszcie mogę umalować się moimi cieniami Pupa, bo do tej pory nałożenie ich było niemożliwe, cień osypywał się pod oko, a powieka cały czas prześwitywała – pisałam o tym tutaj. Dodatkowo produkt przedłuża trwałość cieni – nie tracą tak na intensywności w trakcie noszenia. Podbija je, dając bardziej wyrazisty kolor. Baza nie zbiera się w załamaniu powieki, dodatkowo uważam, że jest bardzo wydajna. Jej kolejnym dużym plusem jest zawartość masła shea i wosku pszczelego, dzięki czemu skóra po jej zastosowaniu nie jest wysuszona, za to delikatna i miła w dotyku. Dziękuję, że mi ją poleciłyście 🙂

Tak jak już nieraz wspominałam, lubię testować nowe kosmetyki, zresztą ostatnio mam jakieś szczęście i trafiam wyłącznie na godne polecenia 🙂 Ciekawa za to jestem czy też tak macie, czy jednak wybieracie sprawdzone produkty? Jeśli macie jakieś ulubione proszę polećcie mi je, chętnie przetestuję na sobie 🙂