Nastał czas żniw. Justyna parę razy była na polu i widziała jak kobiety ścinały złote kłosy sierpami niewygodnie schylone, w upale?mężczyźni składali i zwozili wozami drabiniastymi snopy do stodół?przy tej ciężkiej pracy słychać było jednak i wesołe śmiechy i przekomarzania się pracujących ludzi docinanie dobroduszne sobie nawzajem?czasami zdarzały się i poważniejsze spory, co z początku trochę raziło młodą pannę, ale zaraz sobie wytłumaczyła, że przecież i we dworze to się zdarza, może tylko w bardziej uładzonej formie?przyglądał się Justyna pracującym ludziom i poczuła się tu niepotrzebna, zawadzająca i nagle humor jej się zepsuł; na czoło wypłynęła ciężka głęboka zmarszczka?Chciała się podnieść i iść do domu,?ale ciężko z powrotem usiadła, bo przecież w Korczynie też nic nie miała do roboty?zobaczył to Jan, który od dłuższej już chwili obserwował, co dzieje się na twarzy dziewczyny i podszedł do niej z pytaniem,?więc mu odpowiedziała,że czuje się niepotrzebna na tym świecie, że wszyscy pracują a ona tylko patrzy i nie wie, co ma robić?wtedy Jan wziął od matki sierp i włożył jej do rąk?zrobiła to bardzo nieśmiała nie wiedząc ja zareaguje. Ale Justyna sierp przyjęła i tak pięknie się do niego uśmiechnęła,że serce mu stopniało?