Wczoraj minął miesiąc od mojego ślubu. Jezu jak ja dawno nie pisałam. Nie wiem kiedy minął ten czas, najpierw ślub, potem podróż poślubna, chwila wytnienia i już jest końcówka lipca. Nie wiem od czego zacząć tyle mam do opowiedzenia 🙂 Ale może zacznę od początku. Dziś tylko zajawka, a wszystkie detale tego Wielkiego Dnia opiszę w osobnych postach. Mimo drobnych wpadek udało nam się zorganizować piękny ślub i super wesele. I nawet pogoda nam dopisała 🙂 Uroczystość ślubna odbyła się o godzinie 17, choć na początku wydawało mi się, że to może troszkę późno. Ale niestety mój dom rodzinny i mojego już teraz męża dzieli odległość ok. 50km, a potem tyle samo do kościoła. A rano przecież fryzjer, makijaż…
Był to na szczęście najdłuższy dzień w roku, więc o 18 jak już wyszliśmy z kościoła było wciąż ciepło
i słonecznie 🙂

Na salę dotarliśmy ok. godziny 18:40, a tam standardowo przywitanie chlebem i solą. Pierwszy toast, pierwsze „100 lat”, obiad, a potem nasz pierwszy taniec.

Następnie już tylko dobra zabawa z przerwami na tort…

podziękowania dla Rodziców…

tradycyjne oczepiny…

Zabawa trwała chyba do 5 a może do 6? Nie wiem… 🙂 Nam (mnie i mężowi) ten czas okropnie szybko minął i gdy goście już się rozchodzili nie mogliśmy uwierzyć, że to już ta godzina. Pamiętam jak myśleliśmy
o weselu i jak je planowaliśmy… Wydawało nam się, że do 5 rano to strasznie dużo czasu, że będzie nam się ta noc dłużyć, nie wiem może nawet nudzić. A tu nic z tych rzeczy 🙂